Za oknem zimno,mokro i ponuro, a przecież dziś 1 lipiec. Radość jedynie mi sprawia fakt, że wreszcie wczoraj skończyłam moją "paryską wiosnę".
W poprzednim poście nie przewidziałam, że kwitnąca gałąź da mi tak popalić, no i trawki, kwiatki, drzewka, lecące płatki i troszkę konturów sprawiło, że z trudem wczoraj wieczorem skończyłam...
Potem wiadomo, pranie....
Suszenie na ręczniku, ale tylko chwilę....prasuję na mokro :)
Okazało się, że jednak nie skończyłam wczoraj, pies mi samopas po Paryżu biega :) . Nie do pomyślenia, jestem wrogiem wyprowadzania psa bez smyczy. Dłuuuuuuugo to trwało, od sierpnia 1017, ale haft cały czas leżakował.
Chcąc nie chcąc musiałam wyciągnąć schowane nici i wyhaftować pieskowi smycz. Czyli skończyłam w lipcu, a nie w czerwcu :(Dopiero, gdy będzie komplet dam do oprawy. Jeszcze sobie poleżą, teraz w trójkę :)
Pory roku haftuję na lnie obrazkowym z firmy Permin of Copenhagen, 30 Ct w kolorze kości słoniowej, muliną DMC wg klucza projektantki V. Enginger. Tylko mulinę DMC 818 zamieniłam na mulinę Anchor 1012.
Nie mam pojęcia, kiedy ostatni z serii w ogóle rozpocznę, teraz ogród czeka i pakowanie na "kolonie kołderkowe", które odbędą się w Koninie w dniach 11 - 15.07.
Owoce trzeba zerwać, o chwastach nie wspomnę - pewnie wszystko zarośnięte po mojej dłuższej nieobecności i ostatnich deszczach.
W jedyny ostatnio ciepły dzień, piątek 29.06 w ogródku zaroiło się od owadów najróżniejszych.
Takich pięknych, gorących dni życzę Wam i sobie :)
Bardzo ładny obrazek
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miły komentarz.
UsuńSliczna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuń